Aniu, jak to się zaczęło? Pamiętasz moment, w którym pomyślałaś: „Dobra, to jest to, chcę to robić”? Czy to była decyzja podjęta świadomie, czy raczej sztuka Cię „wciągnęła” i nagle okazało się, że to już Twój świat?
Odkąd sięgam pamięcią, zawsze uwielbiałam rysować, malować, lepić z plasteliny, składać origami. Pamiętam, że jako dziecko siadałam z babcią lub mamą przy stole i rysowałam, a one czasem podpowiadały, co i jak. Z relacji rodziców wiem, że jako 2-3-latka uwielbiałam duże formaty, jak ściany, które z pasją ozdabiałam spiralnymi formami za pomocą kredek świecowych, które potem było trudno zamalować, bo te malowidła wychodziły spod farby.
Odkąd pamiętam, uwielbiałam także szyć, dziergać na drutach, szydełkować, pleść sznureczki (makrama) – tym wszystkim zaraziła mnie mama. Pewnie nie uwierzysz, ale moje pierwsze kroki na maszynie stawiałam w wieku 8 lat, kiedy mama nie widziała.
Pamiętam również chwile, gdy sama szłam np. odrabiać lekcje, a w efekcie tworzyłam kolejne rysunki, dając upust nagromadzonym emocjom. Choć nigdy nie miałam problemów z nauką, dużo zapamiętywałam już uczestnicząc w lekcjach.
Pamiętam, że będąc w pierwszych klasach szkoły podstawowej, zajęłam pierwsze miejsce w konkursie plastycznym. Po tym wydarzeniu stwierdziłam, że pójdę do Liceum Plastycznego. To była trochę abstrakcja. Wiesz jak to jest, kiedy ktoś pyta dziecko, co chciałoby robić w życiu, a ono odpowiada… Ja mówiłam, że chcę iść do Liceum Plastycznego i być artystką. Kiedy nadszedł moment wyboru szkoły w ósmej klasie, doszłam do wniosku, że już tyle lat o tym mówię, że to jest dla mnie oczywiste. I tak to się potoczyło – Liceum Plastyczne im. Piotra Potworowskiego w Poznaniu, a następnie studia na Akademii Sztuk Pięknych (dziś Uniwersytet Artystyczny im. Magdaleny Abakanowicz) w Poznaniu.
Choć z biegiem czasu do głosu dochodził pragmatyzm, który jest nam niechcący wdrukowywany przez otoczenie („co będziesz robić po tych szkołach?”), wybór kierunku studiów – Wzornictwo Przemysłowe – był poniekąd podyktowany takim myśleniem. Pamiętajmy, że uczelnie artystyczne w tamtym czasie nie uczyły młodych artystów, jak radzić sobie na rynku sztuki (dziś to podobno powoli się zmienia).
Koniec końców skończyłam studia na dwóch kierunkach, oba z wyróżnieniem – Wzornictwo Przemysłowe i Malarstwo w Architekturze i Urbanistyce. Po studiach pracowałam kilka lat w firmach projektowych, projektując od grafiki reklamowej po opakowania i stoiska targowe dla takich firm jak Siemens, Ziaja, Schering, Zdrowit. Jednak równolegle realizowałam zlecenia na obrazy i rzeźby dla klientów prywatnych, a także rekwizyty teatralne dla Filharmonii Pomysłów (teatr dla dzieci). Prowadziłam także warsztaty dla dzieci i młodzieży. Taka sytuacja trwała kilka lat, aż w pewnym momencie, dojrzałam do podjęcia decyzji, trochę zmuszona sytuacją życiową ;) że rezygnuję z pracy na etacie i zaczynam działalność na własną rękę.
Od ośmiu lat prowadzę własną działalność gospodarczą, początkowo nastawioną głównie na działalność edukacyjną, związaną z realizowaniem warsztatów artystycznych dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Choć cały czas realizowałam zlecenia prywatne, kiedy przyszła pandemia, z zakazami i obostrzeniami, doszłam do wniosku, że to jest moment dla mnie na realizację wyłącznie moich pomysłów i oczekiwań.
Tak więc, widzisz, moja droga, choć czasami kręta, właściwie od najmłodszych lat prowadziła mnie do tego miejsca, w którym jestem dziś. A że moje ręce cały czas były i są w ruchu, a w głowie kłębi się milion pomysłów do zrealizowania, pasja tworzenia ostatecznie wygrywa ze wszystkim innym.
Art Show i targi sztuki – hit czy kit? Muszę Cię o to zapytać. Warto w to wchodzić? Czy to realna szansa na rozwój i sprzedaż, czy raczej prestiżowy networking, który czasem kosztuje więcej, niż przynosi? Masz jakąś historię z takich eventów, którą do dziś wspominasz?
Hmm, pewnie każdy artysta będzie miał na ten temat inne zdanie, w zależności od indywidualnych doświadczeń. Jeśli chodzi o mnie, pomimo znacznych kosztów związanych z udziałem w targach, uważam, że warto uczestniczyć w tego typu przedsięwzięciach.
Po pierwsze, takie wydarzenia odwiedza kilka tysięcy osób w dość krótkim czasie. Dodajmy, że żaden wernisaż nie jest w stanie w jednym czasie, w jednym momencie zgromadzić tylu zainteresowanych sztuką. Wiadomo, że ludzie, którzy przychodzą, nie przychodzą tylko i wyłącznie dla jednego artysty, w tym przypadku dla mnie. Nie każdy z odwiedzających musi się zatrzymać na moim stoisku, ale część z nich się zainteresuje, zostanie, porozmawia, a tym samym pozna mnie i moją sztukę. Dzięki temu zaczynam być coraz bardziej rozpoznawana na rynku sztuki.
Po drugie, targi sztuki to okazja nie tylko do prezentacji twórczości, ale również do sprzedaży. Brałam udział w Art Show dwa razy i za każdym razem miałam odnotowaną sprzedaż. Zdarzyło się również, że po jakimś czasie ktoś się do mnie odezwał, mówiąc, że wypatrzył mnie na Art Show i jest zainteresowany zakupem. Choć sprzedaż odbyła się później, to miała miejsce właśnie dzięki temu wydarzeniu.
Co do historii, mam jedną z ostatniego Art Show, która jest szczególna dla mnie… Podczas rozmów, w pewnym momencie na moje stoisko przyszła kobieta z mężczyzną i poprosili mojego męża (ponieważ ja rozmawiałam z kimś innym), który był tam ze mną i wspierał mnie, aby opowiedział o jednej z rzeźb. Łukasz starał się ich zatrzymać, aż skończę, a kiedy mogłam poświęcić im czas, opowiedziałam o pracy, którą byli zainteresowani. Mówiąc, zwracałam się do kobiety, bo to ona zadawała pytania. Zauważyłam, że kobieta miała coraz bardziej szkliste oczy, a kiedy skończyłam opowieść, jej mąż powiedział: „Właśnie opowiedziała Pani historię życia mojej żony.” Wtedy kobiecie poleciały łzy. Była trochę zła, mówiąc, że niepotrzebnie się odzywał, bo teraz płacze. Na co ja odpowiedziałam, że nie ma się czym przejmować, bo doskonale ją rozumiem, bo też jestem osobą wysokowrażliwą i potrafię płakać nawet na reklamach ;)
Koniec końców, po wysłuchaniu mojej opowieści, kobieta zdecydowała się na zakup. Omówiliśmy warunki płatności i dostawy pracy, i finalizowaliśmy transakcję. Podczas tego procesu bardzo dużą rolę odegrały emocje, które są dla mnie ważne w procesie tworzenia. Zależy mi na tym, żeby moje prace poruszały równie mocno, jak to, co przeżywam. Dlatego ta historia jest dla mnie szczególna, jak również sama rzeźba.
Czego najbardziej brakuje współczesnym artystom? Gdybyś mogła coś zmienić w świecie sztuki – czy to wsparcie, podejście galerii, dostęp do materiałów – co by to było? Co Twoim zdaniem najbardziej blokuje artystów?
Czego brakuje? Chyba przede wszystkim edukacji, jak poruszać się na rynku sztuki. Choć tak jak wspomniałam wcześniej, zaczyna się to zmieniać. Niektóre uczelnie proponują studentom wykłady dotyczące marketingu i współpracy z galeriami. Kiedy ja kończyłam uczelnię, mieliśmy wykłady dotyczące prawa autorskiego, co oczywiście jest bardzo ważne, ale to by było na tyle…
Są też inicjatywy osób prywatnych, działających na rynku sztuki, które edukują artystów w tym zakresie, np. Konik Kreatywny – podcast tworzony przez Kasię Moczulską, która oferuje również konsultacje dla artystów, podczas których analizuje dotychczasowe dokonania i omawia strategię na dalsze działania.
Portal „Rynek i Sztuka” również oferuje ciekawe merytorycznie kursy, które wyposażają artystów w potrzebną wiedzę. Artsaas stworzony przez Cecylię i Łukasza Grabków dostarcza artystom narzędzia do profesjonalnego prezentowania swojej sztuki i proponuje ciekawe webinary, które są doskonałą bazą wiedzy dla współczesnego artysty.
Oczywiście Twoja działalność, Moniko, również jest pomocna dla artystów. Na swoich mediach społecznościowych publikujesz darmowe materiały, porady, które mogą być inspirujące i pomocne.
Oczywiście powyższe polecenia nie są reklamą sponsorowaną ;) Po prostu polecam te źródła, ponieważ korzystałam z ich usług i byłam usatysfakcjonowana z tego, co otrzymałam.
Co do wsparcia galerii – jest ono bardzo ważne, zwłaszcza jeśli artysta chce zaistnieć na rynku sztuki. Ale w dzisiejszych czasach nie jest niezbędne. Mając do dyspozycji media społecznościowe, artysta staje się swoim własnym marszandem, docierając do potencjalnych klientów. Oczywiście wymaga to systematyczności, której niestety mi brakuje, ale i tak dzięki mediom docieram do nowych klientów.
A co blokuje współczesnych artystów? Wydaje mi się, że brak wiary we własne możliwości wynikający z niewiedzy, jak poruszać się po rynku sztuki. I tym sposobem dochodzimy do punktu wyjścia – czyli braku wystarczającej edukacji. ;)
Dodatkowym czynnikiem jest perfekcjonizm, z którym boryka się wielu twórców. Często dzieło rzeczywiste nie dorównuje temu, co jest w naszej głowie. Bardzo wyraźnie obserwuję to podczas warsztatów, które prowadzę. Frustracje związane z tym, że to, co wyszło spod rąk młodego artysty, nie dorównuje temu, co jest w jego wyobrażeniach, są dość powszechne. W takich sytuacjach uzmysłowienie młodemu twórcy, że tak naprawdę tylko on wie, że to miało wyglądać inaczej, a dla mnie to, co widzę, jest świetne i jest ucieleśnieniem jego wyobrażeń, jest pewnego rodzaju przełomem. Zrozumienie, że to, co zrobiłem, to moje 100% na daną chwilę, jest bardzo ważnym momentem. Dodam, że w początkowych latach mojej działalności twórczej również mnie to blokowało, i gdyby nie deadliny, mogłabym dopracowywać pewne rzeczy w nieskończoność.
Jak wygląda Twój dzień jako artystki? Jesteś osobą, która tworzy w chaosie i nagłych przypływach weny, czy masz swój „artystyczny harmonogram”? A może masz jakieś dziwne rytuały, bez których nie ruszysz z pracą?
Haha, mój dzień pracy zaczyna się tak naprawdę wieczorem dnia poprzedniego, ponieważ moja działalność opiera się na wielu polach, i żeby "dowieźć" wszystko, co sobie zaplanuję, wieczorem robię listę „to do” na dzień następny według priorytetów. Dlaczego wieczorem? Z jednej strony jest to pewnego rodzaju podsumowanie dnia, weryfikacja tego, co zrobiłam, i stworzenie planu na kolejny dzień. Dzięki temu każdego ranka nie muszę tracić czasu na zastanawianie się, od czego zacząć, co jest najważniejsze, bo muszę dodać, że praca artystki "na swoim" to nie tylko ta przyjemna część związana z tworzeniem. To również mnóstwo dodatkowych obowiązków, jak wystawianie faktur, przygotowywanie ich dla księgowej, działania związane z marketingiem, posty na mediach społecznościowych, wysyłanie ofert do kolekcjonerów, pakowanie prac do wysyłki w przypadku sprzedaży, zawiezienie pracy do klienta i wiele innych czynności, które nie są widoczne, ale składają się na całość i dzięki którym mam środki na dalsze działania twórcze.
Co do samego procesu tworzenia, muszę przyznać, że tworzę w chaosie. Co jakiś czas mam ogromną wewnętrzną potrzebę uporządkowania przestrzeni w pracowni, ale bardzo szybko powstaje tam tak zwany „artystyczny nieład”, ponieważ pracuję nad kilkoma projektami jednocześnie, często w różnych technikach (rzeźba, malarstwo czy mozaika). Najlepsze jest to, że w tym chaosie doskonale się odnajduję i dokładnie wiem, gdzie coś odłożyłam. Dlatego często, gdy mój mąż pyta, gdzie znajdzie jakieś narzędzia, odpowiadam, że przyniosę je sama, bo tak będzie szybciej ;)
Czy mam jakieś dziwne rytuały, bez których nie mogę zacząć pracy? Chyba nie. Podobnie jak Pablo Picasso wychodzę z założenia, że kiedy wena przychodzi, zastaje mnie przy pracy. Kiedy ktoś mówi mi, że nie tworzy, bo nie ma weny, uważam to za wymówkę. Faktycznie, czasami na początku mam blokadę związaną z brakiem pomysłu na realizację zlecenia, ale gdy siadam i zaczynam szkicować, okazuje się, że pomysłów jest całkiem sporo. Często z takich szkiców powstają kolejne serie, nad którymi później pracuję.
Chociaż teraz, jak tak się nad tym zastanawiam, mam jeden rytuał – czarna kawa, ale nie zwykła kawa, tylko kawa z kakao, doprawiona cynamonem, kurkumą i goździkami. Z takim naparem lubię rozpoczynać pracę. Tak, nie wyobrażam sobie zaczynać pracy bez takiej kawy ;) Poza tym badania pokazują, że kawa z kakao nie tylko świetnie się uzupełniają, ale również wzmacniają swoje działanie, korzystnie wpływając na koncentrację oraz funkcje poznawcze.
Twoja sztuka jest surowa, dynamiczna, ekspresyjna – skąd czerpiesz inspiracje? Czy są jakieś momenty, które najbardziej Cię napędzają? A może masz ulubionych artystów, którzy wpłynęli na Twoją twórczość?
Skąd czerpię inspiracje? Z życia. Moja sztuka to moje doświadczenia, emocje, przemyślenia, to część mnie. Tak jest właściwie z każdą serią, którą tworzę. Świetnie oddaje to np. tekst, który napisałam do serii o Ikarze, od którego wszystko się zaczęło w przypadku rzeźby.
Odkąd pamiętam, towarzyszy mi sen o lataniu... To nie jest zwykły sen... Podczas którego wznoszę się, rozpościeram ramiona, lecę... To raczej marzenia. Jeden sen o wielu tęsknotach, pragnieniach. Sen będący alegorią sukcesu, idei, dążeń, pragnień. Może dlatego tak bliska jest mi postać Ikara, rozpościerającego ramiona, szykującego się do lotu.
Może dlatego kiedy zamykam oczy i śnię o lataniu, towarzyszy mi to nieskrępowane poczucie wolności? Może właśnie świadomość klęski Ikara, w chwili zatracenia, blokuje mnie czasem przed całkowitym rozpostarciem skrzydeł? Może...
Ten Ikar to ja i Ty, w momencie kiedy marzymy, i kiedy przechodzimy do działania, bo marzenia się nie spełniają same, MARZENIA SIĘ SPEŁNIA.
Tak jak powiedziałam, moje prace są wynikiem moich doświadczeń, również tych trudnych, będących wynikiem traumy związanej ze stratą, i tak jest w przypadku rzeźby „Ikar. Jak myślisz, poleci?”, „Boleść Istnienia” czy serii „uLOTność istnienia”. Z kolei obrazy z serii „Jestem” są wynikiem pewnego rodzaju dochodzenia do siebie po traumie i radzenia sobie z tymi trudnymi emocjami, podobnie jak seria „Myśli”, a seria mozaik ceramicznych Daktylos (Ślad) to dialog z naturą. Opowieść o tym, że jesteśmy częścią natury i nieustannie, każdą czynnością, jaką wykonujemy, znaczymy ją, zostawiając odciski naszej obecności.
I ostatnia seria – „Dziewczyna Ikara”. Od Ikara wszystko się zaczęło, a właściwie moja świadoma przygoda z rzeźbą, ale zaprowadziło mnie to do Dziewczyny Ikara. Jak wspomniałam wcześniej, odkąd byłam małą dziewczynką, towarzyszył mi sen o lataniu. Będąc małą dziewczynką, lubiłam marzyć, bo mogłam być, gdzie tylko chciałam, i kim chciałam… Marząc, osiągałam stan wolności nieskrępowanej, doskonałej. Mogłam wszystko… Byłam DZIEWCZYNĄ IKARA. Kto wie, gdyby Ikar miał dziewczynę, może jego historia potoczyłaby się inaczej? ;)
Moniko, określasz moją sztukę jako surową, dynamiczną i ekspresyjną – myślę, że jest to związane z tym, że pomimo tego, iż jak większość ludzi, chcę doświadczać w życiu szczęścia i miłości, jest w moim sercu odrobina mroku, spowodowana stratą. Mając zaledwie trzy dni, nie będąc jeszcze ukształtowanym człowiekiem, przeżyłam ogromną stratę – przeżywałam ją bardziej czując emocje moich rodziców, którzy stracili swego pierworodnego syna. Wiesz, ja się urodziłam, a on trzy dni później zmarł… Mam nadzieję, że moi rodzice wybaczą mi, że mówię o tym publicznie, ale jest to bardzo ważne wydarzenie w moim życiu, które ukształtowało mnie, moją wrażliwość i które sprawiło, że czuję więcej i bardziej.
Od tego momentu istnienie tak bardzo boli… Będąc w procesie tworzenia, zapominam… Tworząc, oddalam ból… Dziś, będąc już po terapii, wiem, że to, czego doświadczyłam, nazywa się traumą transgeneracyjną i że można sobie z tym radzić, ale w pewnym momencie mojego życia to wyszło w postaci różnych problemów, min. w postaci depresji.
I chyba dlatego od zawsze tak bardzo przemawiały do mnie prace Vincenta van Gogha. Kiedy poznałam historię jego życia i dowiedziałam się, że on doświadczył podobnej traumy, stał mi się jeszcze bliższy. Z tym, że kiedy byłam nastolatką, myślałam, że on miał gorzej, bo on urodził się dokładnie w tym dniu, kiedy zmarł jego brat, w dodatku dostał to samo imię, i kiedy chodził z rodzicami na grób brata, widział swoje imię i nazwisko, a także datę urodzenia i śmierci… To musi być dopiero przeżycie…
Inną postacią, która jest dla mnie szczególna, to Frida Kahlo, która tworzyła nie tylko świetne obrazy, ale jest też dla mnie symbolem wojowniczki, przełamującej schematy i stereotypy świata, w którym żyła. Z naszych rodzimych artystów, taką bohaterką jest dla mnie Zofia Stryjeńska, która, żeby studiować na Akademii Sztuk Pięknych w Monachium, udawała mężczyznę. Mogłabym wymieniać tak jeszcze długo… Podsumuję to jednak w ten sposób – inspirują mnie postacie twórców, artystów, którzy pomimo przeciwności robili to, co kochali, i koniec końców osiągali swój cel.
Materiały – jak bardzo mają znaczenie? Jesteś team „najważniejsza jest ekspresja” czy jednak stawiasz na jakość i trwałość? Jakie materiały uważasz za kluczowe i czy odbiorcy faktycznie zwracają na to uwagę?
Oczywiście, że zwracam dużą uwagę na jakość materiałów. Myślę, że duże znaczenie ma tutaj fakt, iż kończyłam Projektowanie Mebla i Wzornictwo Przemysłowe, gdzie podczas projektowania i realizacji zaprojektowanego produktu czy mebla kładziono duży nacisk na jakość wykonania. Nie można było pozwolić sobie na fuszerkę. Poza tym przez większość życia mieszkam w Poznaniu, a Poznaniacy podobno mają na tym punkcie bzika ;)
Myśląc o moich pracach jako o produkcie końcowym, który ma trafić do klienta lub kolekcjonera, zarówno ekspresja, jak i jakość oraz trwałość wykonania są dla mnie bardzo ważne. Chcę, żeby moje prace przetrwały jak najdłużej, żeby cieszyły moich kolekcjonerów, żeby dobrze się z nimi obcowało przez lata. Aby tak się stało, jakość wykonania jest kluczowa. Tak jest właśnie z moimi rzeźbami, które tworzone w technice, do której dochodziłam, zaczynając od papier-mâché, dziś wiem, że materiały, których używam (tkaniny i żywice), sprawiają, że są one wytrzymałe i mogą przetrwać lata.
To samo tyczy się obrazów. Jeśli korzystam z podobrazia, to z najlepszych, kupowanych w Twoim sklepie, a muszę przyznać, że malowałam wcześniej na podobraziach innych producentów, więc mam porównanie. Wracam zawsze do Ciebie i tutaj muszę zaznaczyć, że ten wywiad jest dla mnie szczególnym wyróżnieniem, ponieważ nie spodziewałam się zaproszenia, bo nie maluję tak dużo jak inni artyści – obecnie moja twórczość skupia się głównie na rzeźbie. To dla mnie wyjątkowe wyróżnienie. Dziękuję, Moniko.
Co byś powiedziała artystom, którzy dopiero zaczynają? Jakie jest Twoje największe „pro tip”, którego żałujesz, że sama nie znałaś na początku swojej drogi? Co każdy artysta powinien sobie wbić do głowy?
Trudne, a zarazem ważne pytanie… Przede wszystkim, żeby nie przestawali tworzyć i nie schodzili z tej drogi. Jeżeli czujesz, że to jest to, co chcesz robić w życiu, jeśli to marzenie, które chcesz realizować, i to Cię uszczęśliwia – rób to. Nie słuchaj nikogo. Owszem, bierz pod uwagę to, co mówią inni, ale podążaj za intuicją, bo to, czego ja żałuję, to to, że słuchałam i przejmowałam się lękami innych – „Co ty będziesz robić po tej szkole, studiach? Z czego będziesz żyć?” To spowodowało, że na kilka lat „wylądowałam” w agencjach projektowych, ale życie pisało takie scenariusze, że w końcu podążyłam właściwą drogą.
I ostatnia rzecz: nie żałujcie niczego, co wam się przydarza. Choć wcześniej powiedziałam, że żałuję, iż słuchałam innych, to po przepracowaniu pewnych rzeczy, dziś wiem, że nie żałuję, ponieważ te doświadczenia wyposażyły mnie w umiejętności, z których dziś korzystam i które przydają mi się w tym, co robię. Tak więc róbcie swoje i nawet jeśli coś pójdzie nie tak, „poleżcie trochę”, wyciągnijcie wnioski i idźcie dalej, bądźcie w tym sobą.